20 stycznia 2018 #Piaskiemwraka - Bo zimno to stan umysłu....

Już w poście na Facebook'u to napisałem, ale tutaj powtórzę - ludzie mawiają, że "sky is the limit", gdy chcą opisać coś, co nie ma ograniczeń, ale to nie do końca prawda. Bo skąd ludzkie ślady na księżycu...?
Kiedy dwa lata temu zostałem poproszony o asekurację jako nurek pewnego gościa, który chce pobić rekord w płynięciu na milę w zimie, przy mrozie i wodzie mającej temperaturę niewiele ponad 1 stopień Celsjusza, wydawało mi się, że to jakiś żart. Wyjaśniam, że płynął jedynie w kąpielówkach, bo takie są zasady pływania zimowego. Później nie mogłem uwierzyć, gdy widziałem jak tego dokonywał. Chwilę później zabezpieczałem jako ratownik, zimowe zawody pływackie i patrząc na ludzi, którzy w mrozie pokonują kilka "basenów" w lodowatej wodzie, miałem ich za szaleńców. 
A w październiku zeszłego roku stałem się jednym z takich wariatów, zapisując się na ekstremalny triathlon zimowy - Mistrzostwa Polski w Triathlonie Zimowym "Steelman". 
Niby triathlon to dyscyplina raczej letnia i w zimie przygotowania przebiegają na elektrycznych bieżniach oraz trenażerach, ale jak to mówi mój kolega Krystian - po co być normalnym, jak można być sobą...

Zapisu jak zwykle w takich przypadkach dokonałem szybko, by już później się nie rozmyślić. Szczególnie, że zapisałem się, zanim pierwszy raz spróbowałem pływania. Od kilku lat kąpię się regularnie w morzu dla zimową porą, ale to jednak zupełnie co innego. Bo nie można porównać nawet kilkukrotnego wejścia do wody i posiedzenia w sumie kilku minut, do kilku lub nawet kilkunastu minut płynięcia w niej non-stop. Różnica jest kolosalna i trzeba tego dokonać, by zrozumieć różnicę i przekonać się jak reaguje organizm na tak ekstremalne sytuacje. 
Pierwsza różnica jest taka, iż przed kąpielą solidnie się rozgrzewamy. Może nie wszyscy, ale taka jest generalnie zasada. Przed pływaniem robimy tylko krótką rozgrzewkę statyczną w postaci kilku skoków i wymachów, by nie rozgrzewać nadmiernie organizmu, który w takim wypadku zbyt szybko oddaje ciepło z rozszerzonych naczyń podskórnych. Gdy jest mniej rozgrzany, ciepła krew szybciej jest w stanie odpłynąć głębiej i tak szybko nie wychładza organizmu. Tętno skacze też dość mocno, a temperatura ciała podnosi się podobno do nawet 42 stopni... Nie wiem, czy moja tak mocno skacze, ale po kilku minutach płynięcia, rzeczywiście czuć ciepło generowane od środka, podczas, gdy ręce drętwieją z zimna. Podobnie drętwieje szyja, kark, nogi, a mnie również usta i język traktowany lodowatą wodą podczas nabierania powietrza. 

Pierwsze treningi pod okiem Piotra (tego samego, który pokonywał opisywaną wyżej ekstremalną milę) przebiegały w miarę spokojnie. W końcu był to październik i woda miała jeszcze około 10 stopni. Jednak już w grudniu stało się jasne, że pływanie zimowe, to nie jest kaszka z mleczkiem. Woda spadła do około 3-4 stopni i do porządnego pływania naprawdę trzeba było się przygotowywać. Sen, wcześniejszy brak wysiłku (w październiku robiłem przed pływaniem standardowy trening biegowy na bulwarze w Gdyni, gdzie pływamy), bo jakikolwiek przed powodował, że płynęło się bardzo ciężko. 
Po kilku miesiącach organizm jednak się przyzwyczaił i pływanie może nie jest największą przyjemnością jakiej doświadczam w życiu, ale daje wiele radości. Szczególnie, że w tej chwili mamy już dobry układ z hotelem "Nadmorski", gdzie po pływaniu możemy skorzystać z sauny. Swoją drogą ciekawe doświadczenie, gdy przez jakieś 10 minut po wejściu do niej po kąpieli trzęsiesz się z zimna (pomimo, że jest rozgrzana do 90 stopni...).
No, ale my tu gadu gadu, a tymczasem nastał 20 stycznia i termin zawodów. Organizatorzy już przed startem zapewnili sporo wrażeń, bo w dzień poprzedzający zawody poinformowali o ich odwołaniu ze względu na rzekome decyzje, których nie otrzymali (a raczej o które nie wystąpili), później była zmiana decyzji, za chwilę kolejna, a na koniec decyzja odwołująca decyzję. Nawet po przyjeździe na miejsce nie było wiadomo, czy zawody się odbędą, bo do końca prowadzone były negocjacje z Policją. Choć swoją drogą jest to nieco dziwne, bo trasa każdej z konkurencji przebiegała ścieżkami, a w najlepszym wypadku gminną drogą dojazdową... 
Jednak koniec końców, nieco ponad godzinnym opóźnieniem wystartowaliśmy. Start był wspólny z brzegu jeziora, gdzie do opłynięcia były dwie bojki na dystansie w sumie 300 metrów, w wodzie o temperaturze około 2 stopni. Następnie strefa zmian zorganizowana na powietrzu, jak przystało na klasycznym triathlonie. 
Nie ukrywam, że odcinek wodny wyrył na mnie piętno na tyle głębokie, że przebranie w T1 zajęło mi ponad 8 minut, a to naprawdę sporo. Główna strata to walka z bluzą, której za nic na świecie nie mogłem przekonać, by dała się założyć... 
Tak długi czas w strefie zmian, niesie za sobą jeszcze jedną konsekwencję - organizm początkowo uwolniony od zimnej wody, zaczyna sprawnie funkcjonować, ale pozostawiony bez rozgrzewki na nieco dłużej niż kilka minut drastycznie się wyziębia i po tym czasie bieg (ze względu na konieczność rozgrzewki, kolejność dyscyplin została zamieniona z rowerem) staje się wyzwaniem. 
U mnie właśnie tak się stało, więc bieg przez pierwsze 2-3 kilometry naprawdę kosztował mnie sporo wysiłku. No, ale jak się człowiek nie dość dobrze przygotowuje to tak cierpi. Nie ma innego wytłumaczenia, niż własna wina. 
Później już było lepiej i po 45 minutach biegu (8km) wpadłem do T2, gdzie przesiadka na rower zajęła mi 45 sekund. Roweru nie trenowałem jakoś zbyt specjalnie, bo też te zawody traktowałem w kategorii zabawy, ale ze względu na ciężkie warunki jechało się na MTB, na których czuję się dość dobrze, a do przejechania było w sumie 16km. Na biegu i rowerze udało mi się wyprzedzić kilka osób, co nieco nadrobiło początkowe straty, ale i tak ukończyłem daleko ponad I połową. 
Nie mniej i tak stałem się Steelman'em, człowiekiem ze stali wśród innych 50 osób w Polsce...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

29 grudnia 2014 #piaskiemwraka - moralne wsparcie i nie tylko...

11 listopada 2018 #Piaskiemwraka - Dla Niepodległej...

3 marca 2021 #Piaskiemwraka - Z Nowym Rokiem, nowym krokiem...