16 lutego 2019 #Piaskiemwraka - Jak startować w zimie, czyli Indoor Triathlon Warsaw...

Cały tej trajlon to taki dziwny sport, że nie da się go uprawiać przez cały rok. Co pewnie jest i dobre, bo jest przynajmniej czas na regenerację i budowanie bazy na kolejne sezony. Jednak kilka miesięcy przerwy między startami czasami się nieźle dłuży i szukamy przynajmniej namiastki startów. 
W zeszłym roku, taką odskocznią był triathlon zimowy, steelmanem zwany. Był urozmaiceniem, a do tego pozwolił przekonać się, że człowiek nie tylko może wejść do wody, która ma 1 stopień, ale również w niej płynąć...
Mimo świetnej zabawy, to jednak nie jest mój film i wolę tą letnią wersję. Choć nie zmienia to faktu, że okres pomiędzy nimi niemiłosiernie się dłuży. 
Dlatego w tym roku, gdy tylko zobaczyłem w triathlonowym kalendarzu wersję "indoor" bez wahania się zapisałem, choć zawody były w Warszawie. 

Niby jest to wersja krótko (600m pływania, 15km roweru, 5km biegu), ale wystarczy by nieco zmęczyć, nieprzyzwyczajony do startów organizm. 
Indoor Triathlon Warsaw organizowany był przez tą samą ekipę, która stoi za Iron Man Gdynia 70.3 oraz Iron Man Warsaw 5150. 
Całość zlokalizowano na terenie warszawskiego AWF, a więc mieliśmy dobry basen, szybkie przejście do T1, jeszcze szybsze do T2 i na koniec bieg po tartanowej bieżni z nachylonymi nawrotami (choć mało kto biegł na tyle, by je wykorzystać). 
Dla mnie była to jedynie zabawa, bo ciężko tutaj mówić o rywalizacji, skoro z wody wychodzi się po 12 minutach, podczas gdy najlepsi płyną to około 7 minut...

Z basenu wystarczyło przebiec około 100m korytarzami, by znaleźć się na hali lekkoatletycznej, w której zorganizowana była strefa zmian, "odcinek" rowerowy, oraz bieżnia. Rower to oczywiście zmagania na urządzeniach stacjonarnych. W tym wypadku były to ergonometry, a więc każdy miał te same szanse.
Dla zoptymalizowania, zawodnicy puszczani byli falami po 12 osób, z przerwą 40 minut. Przy 120 zawodnikach, pierwsi wchodzili do wody koło 8.00, ostatni koło 16.00. Mnie całe szczęście przypadła godzina 10:45, nie musieliśmy więc wyczekiwać drętwo na ławce. 
Główną zaletą w stosunku do innych imprez tego typu, był fakt, że bieg odbywał się po normalnej, a nie elektrycznej bieżni, a więc dało się czuć zarówno grunt pod nogami, jak i rywalizację pomiędzy biegnącymi. 
Sam start, to mimo wszystko zabawa, ale zabawa w najlepszym tego słowa znaczeniu, gdzie zarówno zawodnicy, jak i kibice przenikają się pomiędzy strefami zmian, basenem, bieżnią, a rowerami. Nadal nie jest to mój film, ale odskocznia i zabawa przednia...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

29 grudnia 2014 #piaskiemwraka - moralne wsparcie i nie tylko...

11 listopada 2018 #Piaskiemwraka - Dla Niepodległej...

3 marca 2021 #Piaskiemwraka - Z Nowym Rokiem, nowym krokiem...