18 marca 2018 #Piaskiemwraka - Gdynia 2020, pół maratonu i mieć ciastko, zjeść ciastko...

Tytuł nieco przewrotny, bo może nie będzie zbyt dużo o akcji #Gdynia2020, ale jakoś mam wrażenie, że prócz naszego trójmiejskiego podwórka, informacja o tym, iż Gdynia będzie w roku 2020 gospodarzem Mistrzostw Świata w półmaratonie, nie podbija wielkim echem ogólnopolskich wiadomości. Tymczasem, będziemy organizatorem (piszę my, bo Gdynia to moje miasto w pełnym tego słowa znaczeniu i tak je traktuję) mistrzostw świata w półmaratonie. Prócz wielkich starań i wygranej w wyścigu o organizację, wielkiego prestiżu i niesamowitej promocji, to też ogromne wyzwanie organizacyjne. A dla nas biegaczy niebywała szansa na wystartowanie lokalnie w największej na świecie imprezie tego typu. 

No, ale tak jak pisałem, wpis nie o tym. Bardziej chciałem się odnieść do czegoś co czasami targa emocjami nas amatorów - czy wystartować w zawodach, czy zrobić zaplanowany i dobry trening? A może połączyć dwie rzeczy? No, ale czy się da i czy wyjdzie na dobre?
Ostatnio miałem podobnie, ale chyba zjadłem ciastko i nadal je mam... 
Plan treningowy napięty, biegi i inne aktywności zaplanowane, a tymczasem na miejscu, pod nosem półmaraton na ponad 6000 osób, więc szkoda nie uczestniczyć. No, ale to niedziela, więc trening w planie z mocnymi akcentami (mocnymi jak na mnie rzecz jasna, bo dla innych to może być zwykłe rozbieganie). No i co tu robić?

W planie był akcent 3x3km w tempie 4:05-4:15/km z przerwami 5' w truchcie, poprzedzony rzecz jasna rozgrzewką i schłodzeniem. To w moim wypadku daje w sumie jakieś 16-17km. niewiele zatem niej niż półmaraton. No więc nieco zmodyfikowałem plan i założyłem nieco dłuższą rozgrzewkę (5km w tempie 5:30/km) i później wspomniane akcenty, a na koniec schłodzenie do mety. 

Pierwsza część poszła gładko i bieg z tłumem zawodników, dużo poniżej możliwości, był przyjemny. Później przyszły akcenty i pierwszy przez pomyłkę pobiegłem zgodnie z tempem, ale dopiero po 4 kilometrze zorientowałem się, że powinienem zrobić przerwę już kilometr wcześniej... 
Przerwy postanowiłem też robić nieco dłuższe, bo łatwiej wtedy liczyć kolejne odcinki. Tak więc koniec akcentów przypadł na 19km i choć od tego momentu przewidziane było schłodzenie w truchcie, to jak tu się schładzać skoro do mety raptem 2 km.... No więc wyszło nieco szybciej, ale wystarczyło by odsapnąć po szybszych akcentach. Koniec końców przybiegłem na metę w czasie 1:42:45, czyli dużo wolniej niż w listopadowym starcie w Gdańsku. No, ale to był w końcu jedynie trening... 
Najlepsze jest jednak w takim biegu świetne uczucie podczas wyprzedania innych, gdy realizuje się szybsze akcenty. No i jak widać sporo osób udało mi się w ten sposób wyprzedzić...
A sam półmaraton? Super impreza. Jeden z pierwszych (o ile nie pierwszy) półmaraton z tych większych w Polsce. Pogoda co prawda nie rozpieściła, ale nie padało, a temperatura w okolicach zera nie jest jakąś wielką przeszkodą. Do tego magia biegnących 6000 osób i sporej liczby kibiców, autobusy wożące zawodników pomiędzy biurem zawodów (i dużym parkingiem przy nim) a miejscem startu. Sama trasa zaś szybka bez specjalnych wzniesień i kluczeń powodujących zwężki i korkowanie się biegnących. 
Już nie mogę się doczekać startu za dwa lata i nieporównywalnie większej imprezy w trakcie Mistrzostw Świata 2020. Tymczasem pozostaje pracować nad formą bo kolejny półmaraton, tym razem kluczowy na ten rok to Białystok. A dlaczego akurat tam? To już inna historia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

29 grudnia 2014 #piaskiemwraka - moralne wsparcie i nie tylko...

11 listopada 2018 #Piaskiemwraka - Dla Niepodległej...

3 marca 2021 #Piaskiemwraka - Z Nowym Rokiem, nowym krokiem...