26 kwietnia 2018 #Piaskiemwraka - gadżety a motywacja

Długo zbierałem się do popełnienia tego tekstu, bo i wielu może zarzucić, że nie o to w sporcie amatorskim chodzi, czy nawet w zwykłej aktywności fizycznej. Bo mowa o motywacji, jej budowaniu, czy przeciwdziałaniu utracie. 
Każdy kto rozpoczyna jakiś nowy etap, nowe hobby, kieruje się jakimiś mniej lub bardziej przyziemnymi motywacjami. Chcemy schudnąć, lepiej się czuć, poznać nowych znajomych, mieć odskocznię od codzienności. Czasami są to postanowienia noworoczne, chęć podobania się komuś, czy wizja letniego plażingu z kaloryferem jak z żurnala. Podejmujemy wyzwanie, ustalamy cel i deklarujemy dążenie do niego. Rzeczywistość bywa przeważnie bardziej brutalna i przyziemna. Tu nie ma wyjątków, a raczej jeśli są, to jedynie potwierdzają regułę. Większość z nas odpuszcza po kilku tygodniach lub miesiącach. Brak czasu, kolejne wymówki, prokrestynacja i masa innych powodów znosi nas na manowce. Sam nie jestem tutaj wyjątkiem, bo dni kiedy mi się nie chce, szczególnie, gdy dzień wcześniej nie położyłem się dostatecznie wcześnie, a na zewnątrz jest śnieg i -10 stopni, wypada w moim treningowym życiu sporo. Nie jest to rzecz jasna jakiś wielki problem, ale walkę z głową muszę stoczyć dość często i wcale nie powiem, żebym ją zawsze wygrywał. Choć wiem, że odpuszczony trening muszę nadrobić w innym momencie, co jest dostatecznym powodem do włączenia pragmatyzmu. Bo #treningsamsieniezrobi...
I tutaj dochodzimy do tematu od którego zacząłem, bo choć nie jestem trenerem mentalnym, coachem czy innym motywacyjnym guru, to mam kilka sprawdzonych sposobów, by od czasu do czasu wejść na wyższy poziom (tudzież wrócić ponownie na osiągnięty). O niektórych piszę od czasu do czasu lub przemycam je w postach, inne nie są tak oczywiste. 
Jednym z nich jest kupowanie od czasu do czasu nowych gadżetów. No i tutaj podnosi się rwetes i śmiech. Przecież to się kłóci z aktywnością, nie po to to robimy i takie tam inne argumenty. Trudno się nie zgodzić. Jednak na mnie działają i to nie dlatego, że pozwalają mi w ogóle kontynuować trening, ale dają ponowną dawkę zapału, podniecenia i frajdy w poznawaniu kolejnych zakamarków sportu. 
Zresztą w moim przypadku, osoby poświęconej triathlonowi, przychodzi to szczególnie prosto, bo ten sport sprzyja wydatkom na nowe gadżety. Zegarek, rower, trenażer, boty, strój, pianka, dodatek do roweru, pomiar mocy, kevlarowy uchwyt na bidon za milion pieniędzy i takie tam... 
Ale w normalnej aktywności może być podobnie. Wiadome jest, że bieganie to raczej przystępny sport. Szczególnie na poziomie rekreacyjnym. Jednak w miarę zaawansowania i próby gonienia własnych rekordów, również i tutaj możemy znaleźć kilka ciekawych rzeczy. Poniżej tylko da przykłady z wielu możliwych.

Buty:
Jak wiadomo, buty nie biegną, więc nie ma specjalnego znaczenia w czym biegamy. Nieco obalę mit, bo dobre buty (nie mylić z bardzo drogimi, bo nie zawsze idzie to w parze), a raczej dobrze dobrane, potrafią diametralnie zmienić komfort naszego biegania. Sam mam przypadki, gdy dobre buty po pierwszym treningu doprowadziły mnie niemal do łez, ale też takie, które pozwoliły zrobić "z marszu" rozbieganie dwudziesto paro kilometrowe i nawet nie zauważyłem, że są nowe. Dla mnie nowy but, to zawsze kilka tygodni frajdy z poznawania jego możliwości i zakresu zastosowań. 

Zegarek sportowy:
Mówi się, że nie jest potrzebny, bo dobremu biegaczowi/sportowcowi wystarczy sekundnik i kilometr odmierzony na ścieżce. Jasne, zgadza się. Tylko to trochę tak jak być starym zgredem i mówić - "za moich czasów to się siedziało na trzepaku, a nie w telefonie". Świat się zmienia, idzie na przód i możemy jeździć samochodem, a możemy bryczką konną. Tą drugą już się nie da, a na początku zeszłego wieku nikt nie wieszczył kariery przed samochodami. Miały być ciekawostką dla elit. Czy nam się to podoba, czy nie, technologia jest wokół nas i zegarek tak jak wszystko inne pomaga w dobrym treningu. Szczególnie, jeśli potrafi się z niego korzystać i analizować to co mierzy. 
Mamy tempo biegu, mamy tętno, mamy dystans i czas. Mamy wreszcie takie dane jak rozkład kontaktu stopy z podłożem, które pokazuje, czy już czas na fizjoterapeutę, czy jeszcze możemy pozasilać kontuzję, możemy zobaczyć w jakich strefach biegamy, a w jakich biegać powinniśmy, by trening był efektywny. Możemy cały treningowy plan przenieść do zegarka i realizować go krok po kroku, zarówno w skali tygodnia/miesiąca, jak i w ramach poszczególnych treningów, gdy zegarek powie nam co i kiedy mamy robić. Możemy to bagatelizować, możemy udowadniać, że niepotrzebne i pewnie będzie to racja, ale ułatwia życie, tak jak korkociąg do wina ułatwia przyjemny wieczór. 

To tylko dwa małe przykłady, a może być ich zdecydowanie więcej. Nie namawiam rzecz jasna do wydawania masy pieniędzy na kolejny gadżet, bo zarówno zegarek, a już na pewno nowy rower, czy trenażer może być masakrycznie drogi, ale są sposoby, by wydać mniej. Poza tym nie zawsze trzeba kupować (a nawet nie powinno się) wszystkiego na raz. Można zrobić z tego kolejne cele, nagrody za udany start, kolejny miesiąc, czy pół roku nieprzerwanych treningów, itp. 
Ten blog to nie jest lista odkrywczych rzeczy. To moje podejście do tego co pozazawodowo angażuje mój czas i być może niektórym nie będzie odpowiadać. Na mnie działa, więc się dzielę. Bo z drugiej strony, wiem, iż nie każdy się przyznaje, ale każdy ma czasami okresy zwątpienia, braku motywacji, czy chęci. Jeśli coś ma w tym pomóc, to tylko in plus. Tutaj czasami cel uświęca środki...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

29 grudnia 2014 #piaskiemwraka - moralne wsparcie i nie tylko...

11 listopada 2018 #Piaskiemwraka - Dla Niepodległej...

3 marca 2021 #Piaskiemwraka - Z Nowym Rokiem, nowym krokiem...