26 sierpnia 2017 #Piaskiemwraka Prime Food Triathlon Przechlewo

Zacznę nietypowo, bo od pewnej przekornej refleksji, która mi przychodzi za każdym razem gdy czytam fora, albo komentarze pod postami na FB. Otóż każdy niemal zawodnik, bez względu na poziom i rangę, twierdzi, że nie jeździ na zawody i nie startuje dla tego co otrzymuje w pakiecie startowym. No i być może tak jest, ale dlaczego w takim razie, każdy tak mocno przeżywa to, że gdzieś jest ten pakiet ubogi. Ostatnio widziałem nawet filmik wrzucony przez jednego z utytułowanych zawodników, startujących w MS KONA na Hawajach, który zrobił filmik z "unboxing'u" pakietu i narzekał, że tak słabo... 
Nie twierdzę, że startuję dla gadżetów czy koszulek, ale nie ukrywam też, że zawsze z ciekawością patrzę, co też organizatorzy przygotowali w pakiecie i o jaką to też nową koszulkę się wzbogacę... Wiem, że te koszulki to nic takiego, że często jest to coś niskiej jakości, ale staje się pamiątką, jest dobrem, w którym się biega na treningach, którym można się pochwalić i dumnie nosić w fitness klubie. Mam niemal każdą od początku moich startów i bardzo lubię je nosić. Oczywiście lepiej, gdy są techniczne, ale te najzwyklejsze też lubię i przyznam, że nie widzę na zwykłych treningach różnicy między nimi (tymi za 20-30 złotych), a technicznymi, które od czasu do czasu sobie kupuję (za 100 czy 200 złotych). 
Piszę to, bo czym więcej startuję, tym większym jestem fanem mniejszych, może nawet czasami kameralnych imprez, ale takich, które naprawdę starają się by ludzie na nie wracali, nie dlatego, że są wielkiej rangi, tylko dlatego, że organizacja, przygotowanie, atmosfera, czy też właśnie pakiet, są naprawdę warte uwagi. 

Tak właśnie oceniam opisany już wcześniej w poście Enea Bydgoszcz Triathlon, czy też tytułowy Prime Food Triathlon Przechlewo, w którym miałem okazję startować na zakończenie sezonu. 
Dystans był krótki bo raptem 1/8, ale pojechałem by zobaczyć jak w ogóle wygląda impreza w sercu Borów Tucholskich. Organizatorzy potwierdzili to, co gdzieś krąży w sieci, że są to zawody bardzo dobrze przygotowane, ze świetną atmosferą, przyjaznym otoczeniem zarówno w miejscu startu, jak i na trasie, a przede wszystkim ze wspaniałymi Wolontariuszami, dzięki którym (i nie jest to tylko moja opinia), jedzie się i biegnie jak na skrzydłach. 

We wspomnianym pakiecie, do którego się tak odnosiłem, była bardzo fajna kurtka biegowa z emblematem "tribohaterów" (w zeszłym roku jeszcze lepsza podobno, bluza) i kilka przydatnych gadżetów w postaci bidona, lampki na rower (którą wykorzystuję w rolkach...), itp. Na mecie, w strefie finiszera wybór jedzenia, ciast (również wypieków domowych), owoców, izotoników, kawy, piwa i w zasadzie czego dusza zapragnęła do regeneracji. Do tego baseny chłodzące, masaże, strefa chillout'u i naprawdę ładny medal. Dzień wcześniej odbywał się koncert oraz pasta party, na której poczęstunek też był nie do przejedzenia. Naprawdę świetny weekend nie tylko ze względu na start i nie tylko dla samych zawodników, ale i osób, które im towarzyszyły. 
Sama strefa zawodów zlokalizowana jest na terenie OSiRu Przechlewo, nad samym jeziorem. Strefa zmian natomiast kawałek od wyjścia z wody i trzeba było do niej nieco podbiec, na dodatek pod górę, ale to w końcu taka charakterystyka zawodów i urok. 
Start następował z wody, co jest ostatnio mało popularne i dla mnie było doświadczeniem nowym. Jednak pomimo tego, iż ulokowałem się gdzieś w przednich strefach, przebiegł w miarę sensownie. Wyjście z wody i podbieg do T1 oraz sama przekładka na rower, zajęła mi dobre parę minut, ale to głównie ze względu na wspomniany właśnie podbieg pod górę, który dał się nieco we znaki. Trasa rowerowa dość prosta z dobrą nawierzchnią, więc jechało się całkiem nieźle. Biegowa natomiast, zaczyna się zbiegiem, po którym następuje dość długi podbieg i jest to coś, co jak widziałem, na wielu odcisnęło piętno... Po podbiegu była jednak strefa nawadniania, na której stali wspaniali Wolontariusze o których już pisałem i dzięki nim i ich dopingowi naprawdę wracały siły...
Zarówno pływanie, jak i rower poszedł mi naprawdę dobrze, bo choć nie starałem się o wynik, to zależało mi po prostu na dopracowaniu zmian, kolejnego uczenia własnego ciała i reakcji na różne obciążenia oraz wysiłki w różnych dystansach. Ten choć najkrótszy, to pokazał, że po rowerze bieg nie stanowi problemu, czego tak bałem się w trakcie Iron Man'a, po ciężkim biegu na trasie olimpijki w Gdańsku. 
Ostatecznie ukończenie w czasie 1:24h czyli minutę dłużej niż w Bydgoszczy. Mogłoby się wydawać, że powinno być znacznie lepiej po dwóch miesiącach jakie minęły od tego startu i bądź co bądź wielu treningach, ale chyba po prostu nie przyłożyłem się do tego tak jak powinienem. Bo na czynniki zewnętrzne zrzucać nie lubię... Porównanie tych dwóch startów widać dokładnie w tabeli poniżej.
Reasumując, kolejna świetna impreza, którą raczej wpiszę sobie w kalendarz startów i jeśli nawet nie będę pokonywał większych odcinków, to właśnie dla takiej przebieżki i poczucia atmosfery na pewno się tam pojawię w kolejnych latach. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

29 grudnia 2014 #piaskiemwraka - moralne wsparcie i nie tylko...

11 listopada 2018 #Piaskiemwraka - Dla Niepodległej...

3 marca 2021 #Piaskiemwraka - Z Nowym Rokiem, nowym krokiem...