10 września 2017 #Piaskiemwraka 55 Bieg Westerplatte

Biegi na 10km, choć od nich zaczynałem, nie są moim konikiem. Krótkie, jest ich sporo, więc przeważnie z tą samą trasą i mocno do siebie podobne. 
Nie mniej, jest kilka w których od czasu do czasu startuję. Wybieram te, które ktoś mi poleci, jak na przykład Bieg Papiernika w Kwidzynie, albo te, które biegnę z kimś jako zając, bo swoje rekordy są miłe i dają dużo satysfakcji, ale największą i utrzymującą się zdecydowanie dłużej, dają wyczyny innych, których się do tych osiągnięć prowadzi. 
Takim biegiem, który lubię ze względu na atmosferę i umiejscowienie jest Bieg Westerplatte w Gdańsku, który jest jednym z najstarszych biegów ulicznych w Polsce. Startowałem w nim już w poprzednich edycjach, ale ze względu na stałą trasę, ostatnio nie brałem w nim udziału. 

Jednak organizatorzy zmienili w tym roku trasę i choć start był w tym samym co zawsze miejscu, a całości towarzyszyła atmosfera rokrocznie obchodzonego święta wybuchu II WŚ, to meta zlokalizowana była w okolicach Centrum Solidarności, a wiodła między innymi przez starówkę i nowo wybudowaną kładkę przez Motławę. 
Skusiłem się zatem, bo jak już wspomniałem lubię ten Bieg, Gdańsk coraz lepiej tego typu imprezy organizuje, a do tego wspomniana trasa bardzo mnie ciekawiła. 
Dodatkowym celem było sprawdzenie, czy okres przygotowań do startów na zdecydowanie dłuższych odcinkach (od pół do maratonu) oraz zupełnie inne tryb przygotowań do triathlonu, wpłynie jakoś znacząco na prędkość. Założenie było więc takie by pobiec bez napinki, ale w okolicach 45 minut, co zakładając brak jakiegoś specjalnego treningu pod tym kątem, byłoby dla mnie wykładnią, że jakoś tam jednak noga podaje... 
Organizacja, tak jak wspomniałem, od lat jest wzorowa, więc sam start należy do przyjemności. Duży parking przygotowany dla zawodników, biuro zawodów w budynku Centrum Solidarności, dowóz na start autobusami, a na miejscu depozyty również w autobusach, które dowiozły następnie wszystko na metę. Naprawdę, aż miło startować. W pakiecie nie ma już co prawda koszulki, którą można było tym razem nabyć osobno w cenie 70 złotych, ale to powoli moda, która wkrada się w tego typu biegi i coraz częściej pakiety sprowadzają się do numerka, kilku ulotek i medalu na mecie. Nie narzekam, ale jak już pisałem w poście o starcie w Przechlewie, niby nie startuje się dla gadżetów, ale lubi się pamiątki w postaci koszulek, bo to też później żywa reklama, że brało się udział i że warto. 

Nowa trasa jest raczej płaska, choć ma kilka zdradliwych podbiegów, które szczególnie mniej doświadczonym osobom mogły odebrać trochę sił. Nie mniej, zaliczam ją do szybkich i dobrze poprowadzonych, a fakt, że wiedzie w okolicach starówki Gdańska i przebiega przez nową kładkę na Motławie, czyni ją bardzo ciekawą. 
Postanowiłem tym razem pójść nieco na łatwiznę i pobiegłem z Pacemakerami. Co prawda początkowo trzymali nieco szybsze tempo, w wyniku czego, na 5 km mieliśmy 30 sekund zapasu, a później zwolnili by przybiec chyba dokładnie na czas, co niestety raczej się nie udało, bo odłączyłem się od nich, gdy zobaczyłem, że zwalniają i pobiegłem swoim tempem na 45 minut. Wynik to 45:27, a oni Pacemakerzy przybiegli nieco po mnie, więc chyba coś nie zadziałało w ich kalkulacjach... 
Ja jestem jednak zadowolony, bo choć nie jest to mój rekord, to czas w miarę dobry jak na mnie i na szybkości widać tak mocno po okresie "trajlonowym" nie straciłem... 
Na mecie witał każdego i wręczał medal Prezydent Gdańska i choć od polityki trzymam się raczej daleko, to to uważam za miły gest. Tym bardziej, że był w to naprawdę zaangażowany. 
Z całym tym biegiem wiąże się jeszcze jedna rzecz, która mnie w sumie nie dziwi, bo często trafiam na różne niesamowite osoby, a nawet mam wrażenie, że je czasami przyciągam. Po biegu, gdy już pakowaliśmy się, by wrócić do domu, podszedłem do starszego pana, który również pakował swoją torbę. Zagadałem jak to mam w zwyczaju i dowiedziałem się, że też biegł, na dodatek biega od 20 lat, a ma 81... Co więcej, później okazało się, że Pan Henryk, bo tak ma ów człowiek na imię, wygrał w swojej kategorii wiekowej z czasem 61 minut! Daj nam Panie Boże zdrowie, byśmy w tym wieku tak śmigali... 
Nie wiem, czy w przyszłym roku wystartuję, bo być może ta sama trasa już mnie nie będzie tak podniecać, ale tegoroczna edycja była naprawdę udana i świetnie się bawiłem. I tego dnia nawet gołębie miały swoje medale... 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

29 grudnia 2014 #piaskiemwraka - moralne wsparcie i nie tylko...

11 listopada 2018 #Piaskiemwraka - Dla Niepodległej...

3 marca 2021 #Piaskiemwraka - Z Nowym Rokiem, nowym krokiem...