27 września 2017 #Piaskiemwraka Nocna Połówka na Wariata

Dziś o biegu nietypowym, w okolicznościach innych niż zwykłe, a do tego ze szczytnym celem, czyli coś co w sumie bardzo lubię. Prócz Runmageddonu o którym już nie raz pisałem, nie często w takowych startuję, a wynika to głównie z tego, że nie ma ich tak wiele, często nie pasują do jakiś planów treningowych, które sobie przygotowuję. Nie ukrywam, że czasami jest to też powodowane obawami przed kontuzją, której mogę się nabawić na imprezie, która jest zupełnie poza moim głównym nurtem. 
Tak jest teraz, gdy raczej staram się przygotować do Półmaratonu Gdańsk i to jest podstawowy cel. Oczywiście, wszystko wygląda tak dumnie w tym tekście, ale umówmy się, nie gram o złotą marchewkę, ani o jakiś niesamowity wynik. Po prostu chcę wystartować i osiągnąć jakiś w miarę sensowny jak na siebie wynik. Sensowny, czyli z "trójką" z przodu... Jak na kompletnego amatora i kogoś, kto nie poświęca życia bieganiu, czyli mnie, będzie to sukces i mały kroczek do kolejnych progresów. Ale do brzegu...
Nocna Połówka na Wariata, to impreza zorganizowana przez moich Przyjaciół z ekipy "Biegowi Wariaci". Tak jak się nazwali, takie rzeczy robią... Dosłownie. A do tego chętnie pomagają, angażują się w wiele inicjatyw i wspierają Gdyńskie Hospicjum dla Dzieci. 
Postanowili zatem zebrać pieniądze na koncentratory tlenu właśnie dla tego hospicjum organizując półmaraton w oryginalnym, nocnym wydaniu, a do tego po trójmiejskich lasach, więc ze sporymi przewyższeniami. Całość rzecz jasna do biegnięcia w czołówkach i ze względów bezpieczeństwa, z partnerem. 
Sami jako Fundacja Trzeba Marzyć organizujemy imprezy, na których zbieramy środki na spełnianie marzeń ciężko chorych dzieciaków, więc pomagać innym też lubimy. Stad decyzja o biegnięciu. 

Na starcie w Gdyni Dęptowie pojawiło się około 120 par, więc liczba jak na taką nietypową imprezę bardzo spora. Widać też, że byli to zarówno doświadczeni biegacze, jak i osoby z mniejszym "background'em". Szczególnie było to widać na trasie... Ale też nie ma się co dziwić, bo do lekkich nie należała, co widać na poniższym grafie.
Nie byłbym też sobą, gdybym nie wpadł na jakiś oryginalny pomysł... Tym razem, pomyślałem, by na miejsce startu sobie dobiec, bo to przecież tylko 6km.... W drodze powrotnej miałem jednak przebłysk, że nie była to najbardziej optymalna koncepcja... Tak więc nockę skończyłem na 33km w nogach. No coż, wariatów nie sieją...

Jak już wspomniałem, warunkiem było biegnięcie w parze. Biegliśmy więc z Łukaszem, zresztą Wolontariuszem Fundacji. Jak zwykle w drużynie "Piaskiem w raka". Start i początek trasy był dość wąski, więc ciężko było to co działo się zaraz za linią prawdziwym biegiem. Raczej spacer i próba ominięcia błota, które w tym akurat miejscu było znikome, w porównaniu z tym co trasa pokazała dalej. 
Pierwsza pętla przyjemna (były dwie), sporo ludzi, towarzyskie rozmowy, itp. Po wejściu na drugą, rozmowy jakby ustały, a i bieg rozpoczął się w samotności. Wystartowaliśmy niemal na samym tyle, ale z racji równego tempa, a przede wszystkim szybkich zbiegów, wyprzedziliśmy sporo par, choć nie liczyłem nawet ile. 
Kondycja za bardzo nie siadła, więc w drugiej części nawet podkręciliśmy i kilka par wyprzedziliśmy na ostatnich dwóch,trzech kilometrach. 
Tutaj właśnie widać jakie technika i strategia w takich biegach ma znaczenie. Bieg po płaskim z równym tempem, podejście pod górę i szybki zbieg w dół. Zbieg co prawda nie jest bezpieczny i trzeba go ćwiczyć, ale przynosi to spore zwroty w nadrabianiu czasu i miejsca. 
 Zadowolenie i gest na mecie to podstawa...
Koniec, końców na metę wbiegliśmy na 24 pozycji, co jak na ilość 120 par bieg bez napinki, nie wydaje się być złym wynikiem. Najważniejsze jednak, że bez kontuzji, o którą w lesie, w nocy i między korzeniami nie jest wcale tak trudno.
 Uśmiech na mecie, więc jest dobrze.
 Jak na imprezę przystało, na mecie czekał również imprezowy bus...
Najważniejszy jednak i najbardziej satysfakcjonujący element całości, to to, że udało się zebrać ponad 8 000 złotych na koncentratory i różne inne rzeczy niezbędne w hospicjum. A to wszystko dzięki grupie ludzi, dla których bieganie, aktywność i zwariowane rzeczy są pasją. Chapeau bas....!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

29 grudnia 2014 #piaskiemwraka - moralne wsparcie i nie tylko...

11 listopada 2018 #Piaskiemwraka - Dla Niepodległej...

3 marca 2021 #Piaskiemwraka - Z Nowym Rokiem, nowym krokiem...