9 kwietnia 2017 #Piaskiemwraka - Czym skorupka za młodu...

Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci... Niby wyświechtane przysłowie, ale ja w nie wierzę. A przynajmniej mam nadzieję, że to co się przekazuje za młodu, w przyszłości zaprocentuje. Dlatego zawsze starałem się wymyślać takie aktywności, by wspólny czas z Potomkami nie był czymś za karę i dla nas i dla nich. By nie "zapełniać" luk włączaniem tableta, puszczaniem bajek i grami na konsoli. Oczywiście, każda z tych rzeczy była, ale chyba w rozsądnym wydaniu, bo wakacje bez Wi-Fi, konsoli i innych elektronicznych gadżetów były rzeczą normalną. Były i są za to zawsze narty, żagle, pływanie, bieganie, skoki na linie, wspinaczka, kajaki, nurkowanie, ratownictwo wodne, wyprawy off-road, wędrówki lasami, mini obozy przetrwania, rowerowe wycieczki, skoki na bungee i wiele innych zwariowanych pomysłów. 

Mam świadomość, że czasami jest to trudne, czasami nie mamy sami ochoty na aktywność, albo nas na nią nie stać. Wiem, że czasami cholernie się nie chce. Doskonale wiem, bo mnie się nie chce bardzo często. 

Jednak wiem też, że takie podejście procentuje i w pewnym momencie prócz satysfakcji ze spędzonego w ten sposób czasu, mamy kolejną w postaci samonakręcającej się spirali różnych rzeczy, które można wspólnie robić, bo nie trzeba już wymyślać i namawiać - pomysły same się materializują...

Ostatni wpis dotyczył Runmageddonu zimowego i mojego w nim startu. Nie znaczy to wcale, że od stycznia nic się nie działo, ale o tym będzie później. Tym razem trochę o tym jak można paść ofiarą własnego zapału do krzewieniu fiz-kultury w rodzinie... 

Pomysł był taki by wystartować wspólnie w edycji "Rekrut", tego jakże widowiskowego i ciekawego biegu jakim jest Runmageddon. Okazja nadarzyła się tydzień temu, bo organizowana była wiosenna edycja w Gdyni. Na starcie stanęliśmy zatem razem, bo moja siedemnastoletnia Córka już od zeszłego roku, gdy była wolontariuszem na jesiennej edycji, namawiała na start. Syn jest rzecz jasna zawsze otwarty na tego typu atrakcje, a ja sam wolałem pilnować, by nikt przypadkiem nie wpadł na durny pomysł, by Paulinie pomagać... 

Sam bieg był w nowym miejscu i prowadził po części przez nadmorskie klify, po części wąwozami, a po części w wodzie. W wodzie morskiej, która miała temperaturę 5 stopni. I to wcale nie poprzez zamoczenie, a całe marsze. W sumie naliczyłem sześć marszów w wodzie, z czego najdłuższy trwał dobrych kilka minut. A dwa z nich wymagały zanurzenia łącznie z głową. Wystarczy dodać, że po tym wszystkim, skok do kontenera z lodem na nikim chyba nie zrobił wrażenia... 
Wąwozy i klify dały się we znaki
Ostatnie przeszkody wymagały pomocy
Dobra mina do złej gry do podstawa....
Z jednej strony, mam świadomość, że dla wielu osób, które tu dotarły i to przeczytały, taki start to nic wielkiego, ale z drugiej, gdy się pomyśli, że bierze w niej udział siedemnastolatka i daje radę każdej przeszkodzie, to przynajmniej na mnie robi to wrażenie. Choć subiektywny jestem w tym temacie... Porównuję to jednak do tych wszystkich zdjęć, dumnych facetów, którzy kończą "rekruta" i od razu zmieniają zdjęcie profilowe na FB, by pokazać jakimi są macho... Szanuję to, bo każdy ma inne cele i wzywania, ale mam nadzieję, że "czym skorupka za młodu...."

No i to uczucie, gdy padasz ofiarą własnego zapału i dzień po starcie słyszysz - "Tata, to kiedy teraz znów biegniemy?". Taaa....

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

29 grudnia 2014 #piaskiemwraka - moralne wsparcie i nie tylko...

11 listopada 2018 #Piaskiemwraka - Dla Niepodległej...

3 marca 2021 #Piaskiemwraka - Z Nowym Rokiem, nowym krokiem...