9 czerwca 2019 #Piaskiemwraka - biegiem do gwiazd...
Są imprezy w których startujemy bo chcemy zmierzyć się z własnym rekordem, poprawić życiówkę, zdobyć medal. Motywacje są różne. Ale czasami wpada nam w kalendarz impreza, której po prostu nie możemy pominąć. Nie mam na myśli tej konkretnej, ale też różnych innych w tym stylu. Tym razem mowa o Sky Way Run, czyli biegu po lotnisku. W całej Polsce przystępują do tego różne lotniska, które w ramach podobnej akcji, udostępniają swoje pasy startowe, by grupa biegowych wariatów mogła przebiec 5km w zjawiskowych i niemal magicznych warunkach. Grupa to w tym wypadku określenie nieadekwatne, bo na terminalu lotniska Lech Walesa Airport pojawiło się 3500 biegaczy. Od tych, którzy biegają ten dystans w okolicach 15 minut, jak i tych, którzy potrzebują na to ponad godzinę. Ale to nie ma znaczenia, bo w tym wypadku najważniejsza jest zabawa, a ta zaczyna się już przed wejściem.
Organizatorzy postarali się wspaniale. Zapisy wyglądały jak zakup lotu. Karta zawodnika była po prostu kartą pokładową, a rejestracja odbywała się w okienkach "check in". Po tej procedurze, należało przejść normalne sprawdzenie na bramkach i dopiero wtedy można było wejść na teren lotniska, a ściślej rzecz ujmując do strefy gate'ów. Tam również była przygotowana masa atrakcji, choć nie ukrywam, że nie było nam dane się tym nacieszyć zbyt długo. Piszę nam, bo byłem z Potomkami, więc start był rodzinny. Po drodze jednak spotkaliśmy dyrektora lotniska i jak tylko nas zobaczył, od razu ściągnął do strefy VIP, gdzie ponad godzinę czekaliśmy delektując się open barem i wygodą jak w najlepszym hotelu... Nawet dojście na start wyglądało nieco inaczej w naszym wypadku, bo podeszliśmy zupełnie z innej strony, nie musząc się przeciskać. Generalnie unikam takich przywilejów, bo lubię czuć atmosferę wydarzeń, ale to też jakieś urozmaicenie i dobra wspomnienia.
Sam start miał oprawę jak na wydarzenie przystało, czyli w otoczeniu wozów strażackich lotniska, specjalistycznych samochodów i przy muzyce pasującej idealnie do nocnej pory, bo sygnał do biegu nastąpił o godz. 23.00
Tutaj warte wyjaśnienia jest to, że lotnisko nie działa całą dobę jeśli chodzi o przyloty i odloty i start zaplanowany był właśnie na przerwę pomiędzy ostatnim a pierwszym samolotem następnego dnia.
Po krótkim wprowadzeniu wszyscy usłyszeli strzał na start i mogliśmy ruszyć. Niesamowite jest to, że w przeciwieństwie do biegów ulicznych, biegnie się w niemal zupełnej ciszy, słysząc jedynie uderzenia tysięcy nóg o asfalt, zamiast latarni ulicznych ma się trasę wytyczoną przez światła naprowadzające samoloty. Robi to niesamowite wrażenie i jest naprawdę zjawiskowe.
Myśmy przybiegli w nieco ponad 28 minut, bo miał to być lekki rodzinny trucht bez napinki i najważniejsza była zabawa oraz wspólne spędzenie czasu. Ale jeśli ktoś ma czas i biega, polecam takie doświadczenie, bo jest jedyne w swoim rodzaju... I nie nieczęsto jest okazja, by pobiegać po lotnisku...
Komentarze
Prześlij komentarz