15 lipca 2018 #Piaskiemwraka - Triathlon Gdańsk, Duathlonem zwany...

Triathlon zmiennym jest... Tak oto można podsumować zawody rozgrywane w 2018 roku w Gdańsku na dystansie olimpijskim, czyli słynny Triathlon Gdańsk. 
Słynny bo jeden z raptem kilku rozgrywanych na tym dystansie w Polsce, a do tego jedyny, taki rozgrywany w morzu. Co prawda w morzu odbywa się również odcinek pływacki w IM Gdynia 70.3, ale to jednak inne zawody i inny dystans. 
W Gdańsku mamy bardzo dobry, widokowy dla kibiców odcinek w morzu, rozgrywany wokół mola w nadmorskiej dzielnicy Brzeźno, co powoduje, iż kibice przez sporą część mogą obserwować zawodników w wodzie. Do tego dochodzi prosta i szybka trasa rowerowa, wiodąca tunelem pod Martwą Wisłą, co jest o tyle atrakcyjne, że tunel przebiega ok. 30 m pod poziomem gruntu i kilkanaście pod dnem wspomnianej rzeki. 
Biega się natomiast po przylegającym do plaży Parku Regana, który stanowią alejki, ocienione ścieżki wśród drzew i nadmorska promenada. To wszystko powoduje, iż atmosfera i klimat na tych zawodach jest naprawdę wyjątkowa, bo do kibicujących dołączają również turyści i wypoczywający na plaży, tłumnie odwiedzających to miejsce w okresie letnim.
Zupełnym ewenementem jest natomiast meta, zlokalizowana na molo, drugim co do wielkości w Trójmieście. Wbiegnięcie na metę w takich okolicznościach jest naprawdę super przeżyciem. 
 
Skąd zatem ta wspomniana zmienność? Ano stąd, że nie zawsze triathlon kończy się triathlonem... Czasami przeistacza się w duathlon. Staje się tak wtedy, gdy z różnych przyczyn nie ma możliwości by rozegrać odcinek w wodzie. Przyczyny są różne i zazwyczaj dotyczą bezpieczeństwa - zbyt duża fala, jeśli jest to morze, zanieczyszczenie wody, które trafić może się zarówno w morzu jak i w jeziorze, sinice.

Tym razem w Gdańsku, na przeszkodzie stanęła jakość wody. Do końca organizator miał nadzieję, iż uda się wpuścić zawodników do wody. Zlecił w tym celu nawet dodatkowe badania na własny koszt w dniu poprzedzającym start, co spowodowało, że do samego końca (ostateczna decyzja zapadła na godzinę przed startem), żyliśmy w niepewności jaki typ zawodów "zaliczymy. Wygrał jednak rozsądek, a przegrała woda. 

Piszę o tym, bo zarówno w trakcie, jak i po zawodach pojawiło się masę wpisów na forach i komentarzach, iż jesteśmy dorosłymi ludźmi i powinniśmy wchodzić do wody na własną odpowiedzialność. Tym bardziej, że w tym samym czasie kąpało się wielu turystów. No i jasne, tyle, że organizator bierze odpowiedzialność za wszystkich, a w przypadku jakichkolwiek problemów, przypadków zatrucia i innych "przygód", Ci "krzyczący" byliby zapewne pierwsi do oskarżania organizatora. Trochę przypomina to "frankowiczów", którzy teraz krzyczą, iż ktoś im dał ryzykowne kredyty, ale gdyby wtedy im je ograniczać, podnosiliby rwetes o ograniczanie swobód... Swoją drogą, będziemy mieli zapewne kiedyś to samo z tymi, co teraz świadomie wybierają umowy śmieciowe, by mieć więcej "na rękę", bo niestety, kiedyś z emerytury nie starczy im do "pierwszego", ale to inna historia...
Koniec końców, Triathlon Gdańsk przemianowany został w 2018 roku na Duathlon Gdańsk. I gwoli wyjaśnienia, jest to normalna procedura opracowana na takie okoliczności, podobnie jak regulaminowe skracanie dystansu w wodzie, jeśli temperatura spada poniżej krytycznego minimum. 

W tym wypadku woda została zamieniona na bieg i mieliśmy 5km biegu-40km roweru-10km biegu, zamiast 1500m pływania-40km roweru-10km biegu. 
Postawiło to na uprzywilejowanej pozycji, tych, którzy słabiej czują się w wodzie, choć zapewne nie przeszkodziło za bardzo dobrym pływakom, bo takie właśnie dystanse w wodzie i biegu uważa się mniej więcej za równoważne. 
W tym miejscu nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał o tych co zrezygnowali ze startu, tłumacząc to tym, że zapisali się na triathlon, a nie duathlon. Pewnie racja, ale zapłacili za to od 199 do 250 złotych, przygotowywali się pewnie sporo czasu i teraz wszystko oddali walkowerem. I nie mam na myśli tutaj swojego miejsca, tylko dobrą zabawę, bo jak widziałem, nie rezygnowali raczej Ci, którzy są w te klocki dobrzy, tylko Ci, którzy więcej gadają niż robią. Może to moja subiektywna (na pewno) i niesprawiedliwa ocena, ale otwarcie powiem, że śmieszy mnie takie podejście do sportu amatorskiego. 

Przez te wodne perturbacje, stanęliśmy na linii startu pół godziny później, ale to nie była wielka przeszkoda, a organizator w miarę sprawnie przygotował miejsce startu i podział na sektory czasowe. 
Nie jestem jakimś super biegaczem, ale i tak lepiej mi truchtanie wychodzi niż pływanie, więc należałem do tych, którzy na tej zmianie skorzystali. Oczywiście nie ma co porównywać bezpośrednio wyników w triathlonie i takim jak tutaj duathlonie, ale na ogólne miejsce na pewno się to przełożyło. 
Rozpocząłem umiarkowanie, by nie wypstrykać się biegowo przed rowerem. Do T1 wpadłem po 23 minutach, czyli jak na mnie dość zachowawczo. Szybka zmiana na rower i 2 minutach (większość zajmuje przebieg przez strefę, która jest wąska i długa) przekroczyłem belkę wsiadając na rower. 

Trasa roweru, to dojazd kostkowym odcinkiem do ulicy, a następnie dwie pętle trasą dwupasmową, która na ten czas ma wyłączony jeden pas właśnie dla rowerów. Tym razem, jedna strona z wiatrem, druga pod wiatr, co było można odczuć dość dobrze. 40km zajęło mi nieco ponad godzinę. Osobiście byłem zadowolony, choć oczywiście dla znających się na tym sporcie, szału nie ma. 

T2 to również około 2 minut i "wbieg na bieg". Czasami słyszę, że dystanse poniżej 1/2 IM to nie triathlon. Osobiście uważam inaczej i wcale się nie wstydzę tego, iż startuję w sprintach, 1/8 IM, czy właśnie olimpijkach. To dystanse na których nie kalkuluje się specjalnie, po prostu trzeba "napierać". Powoduje to, iż dokładnie widać, kto odrabia zadanie domowe. Mnie się to nie udaje do końca, bo bieg po wysilającym rowerze daje mi się w kość. Tak było w 2017, gdy było pływanie i tak było w tym roku, gdy pływania nie było. Do tego na pewno doszła pogoda, bo dzień, jak przez większą część lata był po prostu upalny i żar lał się z nieba. Dyszkę ukończyłem w nieco poniżej 50 minut, bo jest jak na mnie wynikiem mocno średnim (na świeżo biegam to w 40 minut). Końcowy wynik 2:27 "du... nie urywa", ale mnie daje sporą satysfakcję. Rok wcześniej (z pływaniem) miałem czas 2:58, co biorąc nawet pod uwagę dłuższy czas poświęcony na pływanie, stanowi sporą poprawę. 

Na pewno Gdańsk będzie dla mnie jedną z tych imprez, na których start zaliczę do obowiązkowych, z racji atmosfery, tego, że jest blisko, świetnej trasy, niespotykanemu zlokalizowaniu mety, jak również dobremu spędzeniu czasu po starcie w strefie finishera bezpośrednio na plaży. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

29 grudnia 2014 #piaskiemwraka - moralne wsparcie i nie tylko...

11 listopada 2018 #Piaskiemwraka - Dla Niepodległej...

3 marca 2021 #Piaskiemwraka - Z Nowym Rokiem, nowym krokiem...