27 grudnia 2014 #piaskiemwraka - mroźno, śnieżno, nie mam wody....
#piaskiemwraka - wczoraj było zbyt "malinowo"i teraz trzeba nadrobić. Zaczyna się robić ciekawie, bo prognozy się sprawdzają i temperatura spada. Co prawda, w mrozie idzie się paradoksalnie łatwiej, ponieważ zmrożony piasek nie zapada się pod stopami, a niska temperatura nie zachęca do postojów, więc nie marnuje się na nie czasu... Tak na poważnie, to zakładałem, że na każde dwie godziny będę robił kwadrans przerwy, ale gdy policzyłem, że w całym dniu daje to niemal dwie godziny "na postojach", zrezygnowałem i teraz idę ile się da. A da się dużo, bo dziś zatrzymałem się dwa razy - jeden postój na zupkę, drugi na spotkanie ze Strażą Graniczną.
Dogonili mnie gdzieś na wysokości Rewala, z ciepłą herbatą i tak po prostu, by spytać, czy wszystko w porządku. Dobrze wiedzieć, że ktoś czuwa. Zresztą już do końca będę niemal codziennie odbierał od nich telefony. Tak po prostu, czy wszystko w porządku. Miło.
Nieco później dzwonią reporterzy Teleekspressu i próbują mnie znaleźć na plaży. Co prawda mieli zrobić materiał do 15.00, bo tak im zleciła "warszawka", ale jak zwykle dla "tych z Warszawy" Szczecin leży oczywiście nad morzem i źle wyliczyli ile "tym ze Szczecina" zejdzie z dojazdem i znalezieniem "zielonego ludzika" gdzieś na plaży, pomiędzy Międzyzdrojami a Mrzeżynem...
Przed startem byłem pytany czego mi życzyć. Odpowiadałem zawsze, że mrozu i wiatru w plecy. Widać każdy życzył mi tego od serca, bo mróz wziął sobie życzenia na poważnie. Na tyle, że isotnic w bidonach stał się kamieniem, a o wodzie na kolację mogłem zapomnieć.
Bidony, które mam na ramionach okazały się strzałem w dziesiątkę. Pomijając mróz i to, że zamarzają, ich umocowanie umożliwia picie bez stawania, wyciągania picia i straty czasu. Przeważnie w jednym mam isotonic rozpuszczany w wodzie z saszetek, które niosę ze sobą, a w drugim wodę na posiłek.
Bilans kaloryczny rozpisany mam na całe dwa tygodnie. Rano kaszka z rodzynkami i wiórkami kokosowymi dla podniesienia kaloryczności. Koło południa zupka zalana gorącą wodą jeszcze przed wyjściem. Nieco później baton energetyczny, a na wieczór posiłek liofilizowany. Wystarczy go zalać wrzątkiem i po 10 minutach jest gotowy do spożycia. Spagetti, gulasz, warzywa z ryżem - naprawdę dobre posiłki. Może na smak wpływały okoliczności, ale nawet jeśli, to i tak jest to po prostu zjadliwe danie. Łączny bilans zamyka się poziomem około 2500-2700 kcal, czyli nieco mniej niż spalam, ale najważniejszy z posiłków zjadam wieczorem, przed snem, więc organizm ma się z czego regenerować.
Tym razem nie mam wody, tylko lód, nie mam śniegu i nie mam wody. Lód rozmrażam w śpiworze i wykorzystuję na posiłek. Niestety na herbatę już nie starcza. Gotuję ją więc z isotnica. Ohydny smak, ale przynajmniej ciepłe...
Komentarze
Prześlij komentarz