28 grudnia 2014 #piaskiemwraka - było rześko...
#Piaskiemwraka - noc nie rozpieściła. Temperatura spadła do -15 i znów wszystko zamarznięte. Całe szczęście zapobiegawczo włożyłem do śpiwora kurtkę, rękawice, buty i skarpety, więc mogłem rano wszystko bez problemów założyć. Co prawda z takim "majdanem" nie śpi się najwygodniej, ale to i tak lepsze niż wciskanie nogi do lodowej skorupy buta.
Rozgrzewam bryłkę herbaciano-isotoniczną i po wypiciu ruszam dalej. Nic nie jadłem, ale po drodze będę mijał jakiś most w mieście, więc będzie okazja do skorzystania z jakiegoś sklepu.
Wczoraj dzwoniła do mnie Beata Szewczyk z Radia Gdańsk, by bezpośrednio na antenie zdać relacje z marszu. W programie był akurat Romek Koperski, który w połowie stycznia rusza w wyprawę na Syberię. Wielki podróżnik, super człowiek i niesamowicie pozytywna dusza. Kibicuję mu od lat i uwielbiam czasami wracać do jego książek, w których opisuje zimniki i najdalsze bezkresy Rosji pokonywane specjalnie do tego przystosowanym samochodem ciężarowym. Super byłoby kiedyś wyruszyć w taką podróż... On ma tam dopiero zimno, tutaj jest lato.
Skoro już ustaliliśmy, że pogoda nie jest dramatyczna, to potwierdzam to kąpielą. W końcu jest niedziela, więc tradycyjna kąpiel w morzu. Co prawda nie w Gdyni, a gdzieś w Dzwiżynie, ale też przyjemnie. W kolejne dni już sobie podaruję takie ekstrawagancje. Po pierwsze słona woda wcale dobrze nie myje (choć mam mydło kokosowe, pieniące się w słonej wodzie), a zmasakrowane stopy grożą w takich okolicznościach zakażeniem, na które mnie w tej chwili nie stać.
Późnym popołudniem docieram do Kołobrzegu. To chyba najdłuższe obejście w celu ominięcia rzeki na całej trasie. Jest co prawda 17.00 i do przejścia mam jeszcze spory kawał, ale robię przerwę, bo namiastka śniadania w sklepie nie dała mi zbyt dużo sił. Tym razem jest rozpusta - pizza i najlepszy na świecie isotonic...
Przy okazji zagaduję tutejszego pirata i razem robimy sobie kilka zdjęć, a nawet film. Co prawda pirat ma monotematyczny repertuar tekstów, ale jest przemiłym gościem i mam miłą odskocznię od całodziennego spaceru.
Zainteresowanie budzi też mój plecak i to co tutaj robię z nim o tej porze. Opowiadam chwilę o całej akcji i w jednej chwili podchodzą ludzie z pieniędzmi by wpłacić na akcję. Szkoda, że nie zbieram pieniędzy po drodze, bo byłoby kilka złotych więcej na marzenia...
Ruszam dalej, ale do Ustroni Morskich dochodzę na "ostatnich nogach". Co więcej, nie wszedłem na deptak przed Ustroniami i ostatnie 100 metrów muszę iść po betonowym falochronie, ośnieżonym i oblodzonym. Ciężki dzień...
Co więcej, wyładował mi się telefon i biedna Bożena, nie wiedząc co się dzieje zawiadomiła Policję, która szukała mnie po plaży. Jest godzina 23.37, prawie 14 godzin marszu. Ciekawe co jeszcze się wydarzy.
Komentarze
Prześlij komentarz