6 stycznia 2015 #piaskiemwraka - Home, sweet home...

#Piaskiemwraka - dwie noce tak blisko domu, a jednak na plaży. Psychice to nie pomaga... Do tego plaża w Mechelinkach nie należy do szerokich i rano okazało się, że fale miałem znów mniej więcej pół metra od namiotu. Ale za nim się o tym przekonałem wyrwał mnie ze środka Gajowy z Kubą Free, czyli pierwsi z ekipy gdyńskich ratowników WOPR. Wiedziałem, że będą  silnym składem, ale tylu osób się nie spodziewałem. 
Szybkie złożenie namiotu, kilka zdjęć i ruszamy wspólnie do Gdyni. Przed nami jakieś 18 kilometrów i trzymamy tempo, by zdążyć na 11.30 o której to dziewczyny zorganizowały zbiórkę wszystkich chętnych do wspólnego marszu przez Trójmiejskie plaże. 


Odcinek do Osady Rybackiej na Oksywiu jest jak się okazuje wyjątkowo niewdzięczny. Wąska plaża (a raczej jej brak), wychodzące w morze konary drzew, strome zbocza. To wszystko powoduje, że po pewnym czasie kolumna rozciąga się na kilkaset metrów. W okolice torpedowni na Babich Dołach dochodzimy już mocno przerzedzeni. 
Za to tutaj czeka na nas mój Chrześniak z rodzicami. Miła niespodzianka i kolejne zdjęcia. Będzie ich dziś jeszcze wiele...
Od Osady idziemy już w kilka osób, cały czas dobrym tempem. Na tyle dobrym, że koło 11.00 dochodzimy do plaży w Gdyni. 
No i tutaj jest już pełne zamieszanie. Mnóstwo Wolontariuszy, w śród nich moje dzieciaki, telewizja, masa osób czekających na wspólny marsz, a nawet Marzyciele trzymający kciuki za całą akcję. Pojawił się również Prezydent Gdyni, by towarzyszyć nam przez cały bulwar. 








































Takiego przywitania, takiej ilości ludzi i takiego przygotowania zupełnie się nie spodziewałem, choć liczyłem na to, ze pojawi się nieco osób. To pokazuje, że ludzie z założenia chcą pomagać i chcą się angażować. Potrzebują jedynie impulsu. W tym wypadku było to "Piaskiem w raka".

Przyznam, że nawet nie miałem zbyt dużo czasu, by zobaczyć kto przyszedł, by z wszystkimi się przywitać i chwilę odsapnąć. Rozmowa z TVN24, kilka słów do Panoramy, przywitanie ze wszystkimi i w dalszą drogę, by nikt nie zmarzł za bardzo. 
Trasę bulwarem wykorzystuję na rozmowę z Prezydentem o przyszłych planach. Cieszy mnie jego otwartość i wstępna deklaracja pomocy. Może wyjdzie z tego coś cyklicznego, by to hasło, które tak wpadło ucho, nie od razu zostało piaskiem zasypane...

Kawalkada się rozciąga i do Polanki Redłowskiej dochodzimy mocno rozproszeni. Po drodze rozmawiam jeszcze z Radiem Gdańsk, które dzielnie relacjonuje całą akcję i jest z nami w każdym ważnym momencie. 









Po drodze lądujemy w Kolibie na gorącej herbacie i szarlotce, którą moja Matula zrobiła specjalnie dla nas. To pierwszy dziś odpoczynek po 27 kilometrach. Ale w zasadzie jest tyle emocji, że w ogóle nie czuć zmęczenia. Ludzie dają tyle niesamowitej energii, że idzie się w zasadzie bez wysiłku. 





Po wyjściu z Koliby, niemal znikąd pojawił się Prezydent Sopotu. Wspólnie przeszliśmy również spory kawałek. 




Po drodze jeszcze zahaczamy o Molo. Opłacało się - ktoś wrzucił stówkę do puszki. Nie jestem zwolennikiem zbiorek na ulicy, stąd nigdy ich nie prowadzimy. Tutaj jednak zrobiliśmy wyjątek i zachęcamy mijanych ludzi do wpłaty. W sumie zbierzemy tego dnia niemal 1400 złotych. Dobry wynik jak na kilka kilometrów spaceru. 










Kończymy wieczorem, w jednej z knajp na gdańskim Brzeźnie. Czyli wszystko zgodnie z planem i czasem na wspólny posiłek. Tak się też składa, że dziś wtorek, więc od razu mamy fundacyjne spotkanie, jak co tydzień. A do tego sernik... Ktoś o mnie zadbał.



Czasami namiot ma swoje dobre strony, nawet jak dom blisko. Wszyscy muszą transportować się do domu, a ja transportuję swój dom na plażę, raptem kilkadziesiąt metrów od miejsca kolacji. 







To był dobry dzień. Plan kilometrów wykonany, dodatkowe pieniądze na marzenia zebrane do skarbonek, niemal setki osób, które wspólnie z nami spacerowały pomiędzy Gdynią a Gdańskiem i świetna pogoda, która temu towarzyszyła. Do tego wszystkiego dziesiątki znajomych i przyjaciół, którzy przyszli specjalnie na wspólne pokonanie kilku kilometrów, lub po prostu by wesprzeć, pogadać, pogratulować. Dla takich dni warto mieć zwariowane pomysły. 
Plan pierwotny zakładał, że dotrę do Trójmiasta nieco później, ale postanowiłem przygotować scenariusz bardziej ambitny i udało się go zrealizować, na przekór tym, którzy byli sceptyczni. Jeszcze tylko dwa dni i jestem na miejscu. Czas szybko mija...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

11 listopada 2018 #Piaskiemwraka - Dla Niepodległej...

31 grudnia 2014 #piaskiemwraka - Sylwester tuż, tuż....

14 października 2019 #Piaskiemwraka - Pomaganie łatwe nie jest...