8 stycznia 2015 #piaskiemwraka - no i nadejszła wiekopomna chwila....

#Piaskiemwraka - jakoś dziwnie, że to naprawdę ostatni dzień. Niby ciężko, niby czasami zimno i się nie chce, ale człowiek jest się jednak w stanie uzależnić.
Po spokojnej nocy, wczesny wymarsz i po ósmej jestem już w trasie. Na południe mam w planach dotarcie do Krynicy Morskiej, czyli pokonanie jakiś 21 km. Dochodzę punktualnie. Tutaj czeka już silna ekipa Urzędu Miasta, Stowarzyszenia Przyjaciół Krynicy oraz Pań z samorządu. A do tego super poczęstunek i posiłek ze świeżego dorsza. Niebo w gębie...



A to kuter, który upolował mojego dorsza.


Nieco się zasiedziałem w tym miłym towarzystwie, ale w końcu to ostatni dzień i dobrze mnie zregenerowało te 40 minut. Kolejne dwie godziny i pokonuję 12 km do Piasków. Zaczyna pewnie działać adrenalina i prócz dodatkowej siły nie czuję żadnego bólu w stopach, czy kolanach, który jednak towarzyszył mi przez ostanie dwa tygodnie. Czas zresztą szybko mija na obserwowaniu tropów zwierząt, które czasami chyba całymi stadami podchodzą do wody. Lisy, sarny, dziki, jelenie, jenoty, borsuki, pełno jest wszelkiej maści śladów. O ile borsuki, czy lisy mogą iść do morza w poszukiwaniu wyrzuconych na ląd ryb, o tyle sarny i jelenie, po co niby tam idą...? Jedyne co mi przychodziło do głowy, to sól, której potrzebują, a której nie mogą polizać na kostkach umieszczanych w lesie przez myśliwych, bo z braku mrozu, po prosu jej nie wystawiają. 


Po drodze dołącza coraz więcej osób, by choć chwilę iść ze mną. 


Przyjeżdża też Radio Gdańsk, czyli nasz Patron Medialny, dzielnie relacjonujące całą akcję. 






Ostatni etap, to 3 kilometry z Piasków pod samą granicę z Federacją Rosyjską. Do samej granicy dojść nie można. Umowną natomiast, wyznacza siatka na plaży z informacją o granicy państwa. Kilku znajomych, widząc moje tempo, podpuszczało, że pewnie ostatnie 10 km pokonam biegiem. Nie ryzykowałem. Ale ostatnie 3 km uznałem, że w razie "awarii" nawet się doczołgam, więc z Piasków już biegłem. Tym samym po chwili byłem na granicy. Tutaj czekali już przedstawiciele Morskiego Oddziału Straży Granicznej i tak eskortowany dotarłem do słupków granicznych na pasie technicznym. 8.01.2015 16.27 - Mission accomplished!




Kilka zdjęć i wracamy, w końcu do domu kawałek, a w Piaskach czeka Grześ, którego poprosiłem, by po mnie przyjechał. Wiele osób deklarowało chęć przyjazdu, ale było mi niezręcznie obciążać przyjazdem bądź co bądź na koniec świata, a na pewno koniec Polski... Z drugiej strony, kiepsko byłoby wracać PKSem. Dzień zaskoczeń, zdziwień i niespodzianek, miał się jednak dopiero zacząć. 

Zdziwiło mnie co prawda, że wracamy od granicy na sygnale, ale uznałem, że może takie są procedury. Jednak okazało się, że jedziemy z powrotem na plażę. No i się wydało...







A ja naiwny myślałem, że ujdzie mi płazem i w spokoju wrócę sobie do domu... Okazało się, ze cała ekipa już czekała od 13.00 i gdy przechodziłem plażą na wysokości Piasków, tylko obserwowali mnie zza wydm.



Oficjalny certyfikat potwierdzający, że pokonałem 530 km od granicy do granicy, wydany przez Straż Graniczną. 


Pierwsze odnotowane zimowe przejście całej granicy z noclegami pod namiotem. Nie chodziło wszak o bicie rekordów, ale miło wiedzieć, że coś zrobiło się jako pierwszy.


To się nazywa przywitanie i zwieńczenie przemarszu! Wolontariusze, rodzina, przyjaciele. Każdemu życzę takiej grupy fantastycznych osób w koło. Naprawdę niesamowita rzecz i doświadczenie. Dla samego przywitania było warto iść...





530 km, 665 000 kroków, 14 dni, 13 noclegów, 50 000 spalonych kcal, 2,2 kg mniej na wadze...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

11 listopada 2018 #Piaskiemwraka - Dla Niepodległej...

31 grudnia 2014 #piaskiemwraka - Sylwester tuż, tuż....

14 października 2019 #Piaskiemwraka - Pomaganie łatwe nie jest...